Aparat powinien ustawiać ekspozycję tak, aby zdjęcie miało poprawną jasność. Ale co znaczy „poprawna ekspozycja”? Dla światłomierza i dla fotografa znaczy to co innego. Trzeba zrozumieć, jak działa światłomierz – zwłaszcza że logika tego urządzenia bywa mało intuicyjna i… nielogiczna.
“O rany, znowu aparat zepsuł zdjęcie! A przecież chciałem zupełnie inaczej! Coś ta cyfrówka zupełnie nieudana!” Ile osób tak reaguje, gdy zarejestrowany obraz jest zbyt jasny lub zbyt ciemny? I zaczyna się narzekanie, że sprzęt tej firmy jest do kitu, a gdyby się tylko wybrało aparat innego producenta… Tymczasem niezależnie od tego, jaki aparat fotograficzny kupiliśmy, tego rodzaju problemy są efektem tego, że fotografujący nie wie, jak działa światłomierz. Problemy ze zbyt jasnym lub zbyt ciemnym ujęciem nie pojawiają się zawsze, tylko od czasu do czasu, co tylko gmatwa sytuację i utrudnia wykrycie prawidłowości. Kłopot wynika z różnicy celów: my chcemy mieć fajne zdjęcie, a światłomierz w aparacie robi swoje i wcale mu nie zależy, czy efekt nam się spodoba.
Zafiksowany na średnią szarość
No dobrze, to co właściwie robi światłomierz w aparacie, ustalając ekspozycję, skoro wcale mu nie zależy na uzyskaniu ładnego zdjęcia? Otóż światłomierz jest zafiksowany na zdjęcie średnio jasne. Nie chce ciemnego, nie chce jasnego – stara się, aby kadr był naświetlony tak, że wszystko będzie miało umiarkowaną jasność. Jeśli rzeczywiście wszystko, co mamy przed obiektywem, jest średnio jasne, to nie ma niespodzianek: aparat za pomocą wbudowanego światłomierza zmierzy docierające do obiektywu światło i tak dobierze czas naświetlania, że będziemy zadowoleni z efektu. Gorzej jednak, gdy fotografujemy rzeczy ciemne lub bardzo jasne z natury. A najgorzej – gdy w kadrze mamy mieszankę bardzo jasnych i bardzo ciemnych obszarów. Ale po kolei.
Gdy fotografujemy krajobraz, a słońce mamy za plecami, automatyka ekspozycji poradzi sobie bez problemu i bez ingerencji fotografa.
Fotografujemy wiosenną łąkę? Nie ma problemu. Budynek w słoneczny dzień, jeśli słońce mamy za plecami? Żadnych kłopotów. Jeśli nie wiesz, jak ustawić aparat w tych sytuacjach, koniecznie przeczytaj nasz poradnik o ustawieniach i drugi, o użyciu priorytetu przysłony. Portret średnio opalonej osoby na ulicy? Bez kombinacji z naszej strony wyjdzie doskonale. Ale…
Totalitarny wyrównywacz
Zobaczmy, co robi światłomierz, jeśli tylko zmienimy tło z jasnego na ciemne, bez zmiany motywu pierwszoplanowego. Popatrzmy na portret wykonany na białym i ciemnobrązowym tle. Oczywiście chcemy, aby osoba za każdym razem była tak samo jasna – bo to przecież portret. A co robi automatyczny pomiar światła? Na ciemnym tle postać staje się prześwietlona, a na jasnym – zbyt ciemna. Dlaczego tak? No cóż, to właśnie logika światłomierza – ciemne tło próbował rozjaśnić do średnio szarego, a jasne przyciemnić – także do średnio szarego.
Osoba na jasnym tle – typowy problem z pomiarem światła. Światłomierz będzie chciał całość uśrednić i efekt widać po lewej. Korekta ekspozycji na plus pozwoli uzyskać właściwą jasność modelki.
Światłomierz działa z totalitarną logiką Prokrustesa – wszystko ma być takie samo, choćby niektórych miało to kosztować amputację. W fotografii amputacji ulegają nastrój i sens, ale także niekiedy najważniejsze elementy trafia szlag – tutaj postać robi się prześwietlona albo też zbyt ciemna.
Jak działa światłomierz
Automatyka pomiaru światła nie ma pojęcia, co fotografujemy ani jak to chcemy pokazać, za to jasność każdego zdjęcia stara się sprowadzić do średniej szarości. Dlatego trzeba stale pilnować ekspozycji i wprowadzać poprawki do parametrów naświetlania proponowanych przez światłomierz.
Pierwsza zasada korzystania ze światłomierza
Wynika z tego pierwsza zasada poprawiania automatycznego pomiaru ekspozycji: fotografując jasne rzeczy, wymuszamy ich rozjaśnienie, a fotografując ciemne – powinniśmy skłonić aparat do przyciemnienia zdjęcia. Na pozór wydaje się to absurdalne i nieintuicyjne, ale pamiętajmy, że musimy przechytrzyć automat, który najchętniej pokazałby czarnego i białego kota jako dwa szare koty. Jak to robimy? Za pomocą mechanizmu korekcji ekspozycji.
Korekcja ekspozycji – sposób na kontrolę światłomierza
To właśnie narzędzie pozwala zmusić światłomierz do zmiany jego wyrównawczych zapędów. Funkcja korekcji ekspozycji jest dostępna praktycznie we wszystkich aparatach: od prostych kompaktów po zaawansowane lustrzanki. Pamiętajmy, że przesunięcie korekcji ekspozycji na plus wymusza rozjaśnienie zdjęcia, na minus – przyciemnia je, a pozostawienie na zero – da taki efekt, jaki światłomierz uzna za optymalny.
Oczywiście korekta ekspozycji działa przed wciśnięciem spustu migawki – najpierw wprowadzamy korektę, a następnie robimy zdjęcie, które będzie odpowiednio ciemniejsze lub jaśniejsze niż „chciałby” automatyczny pomiar ekspozycji. Jeśli już po wykonaniu zdjęcia uznamy, że jednak jego jasność pozostawia do życzenia, zmieniamy korekcję ekspozycji i robimy ponownie zdjęcie.
Światłomierz działa dobrze, ale decyzje podejmuje fotograf
Korekcja ekspozycji to przydatne narzędzie, które stosuje się cały czas – nawet gdy się go nie stosuje. Ostatnie zdanie nie jest żartem. Po prostu analizując scenę przed każdym naciśnięciem spustu migawki, podejmujemy decyzję: przyciemniamy, rozjaśniamy czy też będzie dobrze według wskazań światłomierza? Brak wprowadzenia korekcji ekspozycji to w przypadku doświadczonego fotografa świadome działanie, a nie machnięcie ręką i pozostawienie decyzji sztucznej inteligencji.
Scena identyczna do omówionej wyżej, tylko tło jest zmienione z jasnego na ciemne. Można się domyślić, jak działa światłomierz w takiej sytuacji – rozjaśni scenę do średniej szarości, co spowoduje prześwietlenie jasnych obszarów skóry (po lewej). Korekta ekspozycji na minus pozwoli uzyskać właściwą jasność (po prawej).
Brzmi trochę przerażająco? Trzeba bez końca i cały czas podejmować decyzje o przyciemnianiu, rozjaśnianiu, nieprzyciemnianiu lub nierozjaśnianiu? Nieustannie myśleć o jasności? To właściwie po co światłomierz?! W praktyce nie jest to takie straszne i po uzyskaniu pewnej wprawy robi się to niejako automatycznie, nawet jeszcze przed sięgnięciem po aparat: patrzymy na scenę, wybieramy kompozycję i od razu uwzględniamy, że scena jest ciemna, więc potrzebna będzie ujemna korekta. Albo że dominują bardzo jasne elementy, więc trzeba będzie zmusić aparat do naświetlenia kadru jako jasnego. Po pewnym czasie ustawianie ujemnej korekcji ekspozycji w lesie i dodatniej w śnieżnym plenerze stanie się odruchowe. Zresztą, przyzwyczajajmy się – fotografia to podejmowanie decyzji.
Jak działa światłomierz w trybie pomiaru centralnie ważonego
Wróćmy jeszcze do problemowego portretu. Kłopot z nim polegał nie tylko na różnicy między jasnością głównego motywu i tła, ale także na niecentryczności kadru. Aparat mierzy bowiem jasność całej fotografowanej sceny, ale nie traktuje wszystkich jej obszarów równo. Przeważnie to, co znajduje się w centrum, jest ważniejsze niż obszary po bokach. W sytuacji różnicy jasności światłomierz stara się więc bardziej poprawnie (czyli średnio szaro) naświetlić środek kadru kosztem odpuszczenia sobie poprawnej jasności fragmentów peryferyjnych.
Tak jest w pomiarze centralnie ważonym – dość starym, ale wygodnym, bo przewidywalnym trybie pomiaru jasności kadru. Światłomierz w tym trybie mierzy jasność całej sceny, ale od 60 do 80 procent wyniku przypada na pomiar centrum, podczas gdy brzegi kadru mają znacznie mniejszy wpływ na odczyt. A jak jest w innych trybach pomiaru?
Bez nauczenia się „czytania” światła, rozpoznawania różnic jasności i wykrywania sytuacji potencjalnie trudnych zawsze będziemy skazani na humory światłomierza.
Ciemne – przyciemnić! Wydaje się to mało intuicyjne, ale wystarczy pamiętać, że światłomierz każdą scenę chciałby mieć średnio szarą – a na to nie chcemy mu pozwolić.
Jak działa światłomierz w trybie pomiaru matrycowego
Najbardziej zaawansowanym i domyślnie ustawionym w każdym aparacie trybem pracy światłomierza jest pomiar matrycowy (zwany także wielostrefowym). Teoretycznie najlepszy, bo najbardziej wyrafinowany, bazujący na tysiącach wzorcowych fotografii i wsparty zaawansowaną sztuczną inteligencją. W praktyce jednak z użytecznością pomiaru matrycowego różnie bywa…
Pomiar matrycowy mierzy jasność całej sceny podzielonej na od kilkudziesięciu do ponad tysiąca (sic! – niektóre Nikony i Sony) fragmentów o zróżnicowanej wielkości i kształcie. Następnie jasność tych fragmentów jest porównywana z bazą danych o rozkładzie jasności różnego typu scen, pochodzących z analizy rzeczywistych fotografii. Na tej podstawie sztuczna inteligencja ustala, jakiego typu to scena i jasność których obszarów jest tutaj najważniejsza, dostosowując do tego ekspozycję. Brzmi imponująco, prawda?
Fotografowanie mgły to wyzwanie – dlatego, że trzeba ją rozjaśniać (inaczej będzie brudnobura), ale tak, aby nie prześwietlić jej najjaśniejszych obszarów. Mgła na zdjęciu powinna się kłębić i smużyć, a nie straszyć białym plackami.
Fochy sztucznej inteligencji
W ten sposób aparat zgaduje, co jest na zdjęciu i jak to powinno być pokazane – to jedyny tryb pomiaru światła, w którym automatyka próbuje zgadnąć intencje fotografa. Jak to wychodzi w praktyce? Ano różnie. Na łatwych, równo oświetlonych scenach problemu nie ma – ale na nich nigdy nie ma problemu. Na trudnych kontrastowych scenach – do radzenia sobie z nimi pomiar matrycowy został wszak stworzony – ekspozycja ustawiana jest czasem świetnie, a czasem zupełnie fatalnie. Powód? Baza tysięcy wykonanych zdjęć nie powie, co my chcemy uwiecznić na konkretnym zdjęciu, ani jak chcemy to pokazać. Nawet najdoskonalszy aparat nigdy nie zgadnie ze stuprocentową skutecznością, jaki efekt chcemy uzyskać, dlatego nie ma co liczyć na to, że w trudnych sytuacjach oświetleniowych automatyka da sobie radę.
Ograniczenia pomiaru matrycowego i centralnie ważonego
Zarówno atutem, jak i słabością tego, jak działa światłomierz w trybach pomiarów matrycowego i centralnie ważonego jest to, że mierzy on wówczas całość sceny. Z jednej strony to fajnie – bo uwzględnia wszystkie elementy, które znajdą się na zdjęciu. Z drugiej jednak strony te tryby pomiaru światła z konieczności dokonują pewnych uogólnień, uśrednień i coś przedkładają nad coś innego – szczególnie w sytuacjach, gdy mamy spore różnice jasności. Co gorsza, za pomocą tych trybów pomiarowych trudno się dowiedzieć, jakie są różnice kontrastu w obrębie fotografowanej sceny i jaka jest jasność najistotniejszego dla nas obszaru.
Jak działa światłomierz w trybie pomiaru punktowego
Na szczęście jest narzędzie ułatwiające zbadanie wybranego fragmentu sceny pod kątem jego jasności – to punktowy pomiar światła. W tym trybie światłomierz mierzy jasność tylko niewielkiego fragmentu sceny, w większości modeli aparatów – w centrum kadru. Punktowy pomiar światła pozwala ustalić jasność najważniejszego dla nas obszaru kadru.
Artysta na scenie oświetlony reflektorem to sytuacja, gdy najbardziej sprawdzi się punktowy pomiar światła. Trzeba jednak nie tylko wiedzieć, jak działa światłomierz w tym trybie, ale także interpretować wynik pomiaru.
Dzięki temu możemy sprawdzić, jaka jest jasność twarzy portretowanej osoby i na ile różni się ona od jasności tła. Punktowy pomiar światła świetnie sprawdza się przy scenach o dużym kontraście, w których istotny dla nas motyw zajmuje względnie niewielki obszar. Może to być osoba stojąca na tle ciemnej bramy, artysta na scenie oświetlony wąskim snopem światła reflektora itp. Przyda się też przy fotografowaniu Księżyca. Ten tryb pracy światłomierza przydaje się także przy ujęciach krajobrazowych, gdy potrzebujemy się dowiedzieć, czy różnica kontrastu między niebem a pierwszym planem daje szanse na zarejestrowanie w obu miejscach widocznych detali. I tutaj jednak kryją się pułapki, a punktowy pomiar światła nie jest wcale tajemnym trikiem, pozwalającym zawsze uzyskać cudowne fotki. To po prostu narzędzie – dające duże możliwości pod warunkiem umiejętnego użycia.
Pułapki pomiaru punktowego
Pierwszym ograniczeniem pomiaru punktowego jest, że to nadal „totalitarny wyrównywacz” – pokaże nam, jakie parametry powinna mieć ekspozycja, by wskazany, niewielki obszar miał średnią jasność. Ale czy powinien on mieć średnią jasność? To już sami musimy ocenić i stosownie do własnego uznania skorygować wyniki pomiaru za pomocą korekcji ekspozycji. Przypominam – jasne rozjaśniamy, a ciemne przyciemniamy. O ile jednak rozjaśnić, by nie prześwietlić? Jak bardzo przyciemnić, by detale wciąż były dobrze widoczne? Oto jest pytanie! I temat na inny artykuł.
Trzeba pamiętać, że wynik punktowego pomiaru światła trzeba interpretować – to fotograf musi wiedzieć, czy to, na co zmierzył światło, ma być jasne, średnio jasne czy ciemne. Jeśli ekspozycja zmierzona w trybie punktowym nie jest poprawna, to zawsze jest wina fotografa, który nie zastosował właściwej interpretacji. Trzeba zrozumieć, jak działa światłomierz w tym trybie i odpowiednio zinterpretować jego wskazania.
Punktowy pomiar światła… nie taki punktowy
Drugim problemem przy korzystaniu ze światłomierza pracującego w tym trybie może być to, że tak naprawdę pomiar punktowy tylko czasem jest punktowy. W zależności od modelu aparatu obejmuje on od 1 do 5 % kadru. W Olympusie E-PL2 to zaledwie 1% widocznej sceny, w Nikonach to 2,5-procentowy wycinek kadru, a u Canona od 2,8% (EOS 60D) do 3,8% (EOS 50D). Nawet jednak ten 1% to „punkt” całkiem spory. W przypadku matryc liczących po 15 i więcej megapikseli, ten 1 % to co najmniej 150 tysięcy pikseli, a 3,8% – ponad pół megapiksela. Mierzymy więc nie wskazany punkt kadru, ale całkiem spory obszar, który może mieć wewnętrznie zróżnicowaną jasność. Co gorsza, punktowy pomiar światła może obejmować obszar większy, niż nam się wydaje.
Rozmiar punktowego pomiaru światła w aparatach, gdzie obejmuje on 2,5% kadru. Niby punktowy, ale jednak spory ten punkt…
Narysuj sobie punktowy pomiar światła
Co z tym zrobić? Przede wszystkim sprawdzić, jak duży jest ów „punkt” w pomiarze punktowym. Można sprawdzić to w specyfikacji aparatu. Następnie warto… narysować sobie na zdjęciu kółko o takim rozmiarze. Serio, serio. Warto wziąć gotowe zdjęcie i dowolnym programem graficznym narysować kółko na środku fotografii, obejmujące ten 1- 2,5- czy 3,8-procentowy obszar kadru. Dzięki temu podczas robienia zdjęć łatwiej będzie uświadomić sobie, na jak dużym obszarze faktycznie dokonujemy pomiaru ekspozycji.
Jak zmniejszyć obszar punktowego pomiaru światła
Istnieje pewien prosty trik, pozwalający dorywczo zmniejszyć sobie obszar punktowego pomiaru światła. Gdy potrzebujemy bardzo precyzyjnie sprawdzić jasność jakiegoś wybranego, ale małego obszaru, możemy zastosować dłuższą ogniskową, stosując punktowy pomiar na zawężonym długą ogniskową fragmencie. Wynik powinniśmy zapamiętać (a także, oczywiście, zinterpretować), a następnie wprowadzić w trybie manualnym aparatu. Następnie możemy skrócić ogniskową, zmienić pole widzenia na szersze i zrobić właściwe zdjęcie.
Światłomierz pod specjalnym nadzorem
„Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza”, jak mawiał pewien klasyk jednej recepty na wszelkie problemy. Jeśli chcemy mieć dobrze naświetlone zdjęcia, to nie ma co wierzyć w niezawodność najnowszej elektroniki (albo – broń Boże – kupować jeszcze nowszą elektronikę w przekonaniu, że ta nareszcie zadziała jak trzeba zawsze i wszędzie), tylko samemu przejąć ster. Jeśli zdjęcie wyszło zbyt ciemne lub zbyt jasne, to nie ma co psioczyć na to, jak działa światłomierz i czy w ogóle działa, tylko nauczyć się go efektywnie używać. Bez nauczenia się „czytania” światła, rozpoznawania różnic jasności i wykrywania sytuacji potencjalnie trudnych dla automatycznego pomiaru światła, zawsze będziemy skazani na humory automatycznego pomiaru ekspozycji. W prostych sytuacjach automatyka sobie poradzi dobrze, ale im bardziej kontrastowe oświetlenie, tym lepiej trzeba rozumieć, jak działa światłomierz i odpowiednio z tej wiedzy korzystać. A gdy sytuacja jest poważna i światłomierz nam mówi, że nie da się takiej sceny poprawnie naświetlić – mamy jeszcze 7 sposobów radzenia sobie z trudnymi ekspozycjami!
Jako amator możemy nieco błądzić, dobierając ekspozycję metodą prób i błędów, natomiast w fotografii profesjonalnej, np. fotografii biznesowej, każda ekspozycja musi być w punkt!
[…] po prostu zaakceptować. Trzeba wtedy tylko uważać na ekspozycję, bo jej uśrednianie, co jest ulubionym zajęciem światłomierzy, może w takich przypadkach nie być najlepszym pomysłem. Jest bardzo ważne, żeby najjaśniejsze […]