Edycja zdjęć Dla zaawansowanych

Jak widzimy kolory – sztuka patrzenia dla fotografa

jak widzimy kolory - sztuka patrzenia dla fotografa

Był piękny, złoty toskański poranek, a mgły snuły się pomiędzy wzgórzami. Ale czy on był tak złoty, czy trochę inaczej? Te chmury były takie niebieskie? Moment, czy one w ogóle są niebieskie??? (Podpowiedź: nie, w większości są szare z lekkim ciepłym odcieniem.) Pola były rudobrązowe… ale w takim odcieniu, czy trochę innym? Jak widzimy kolory? I dlaczego później mamy takie problemy z przypomnieniem sobie, jakie one właściwie były?

Jak widzimy kolory czy jakie one były naprawdę?

Lepiej nie zaprzątajcie sobie głowy próbami odpowiedzi na takie pytania. Niestety, ludzie, ogólnie rzecz biorąc, słabo pamiętają kolory. Bardziej pamięta się wrażenia, a te są z natury raczej mało precyzyjne. Porównywanie barw to w ogóle śliska sprawa: jeśli obiekty porównywane nie są postawione obok siebie, to trudno stwierdzić, czy są takie same, czy tylko podobne; no chyba, że ktoś dysponuje kolorystycznym odpowiednikiem słuchu absolutnego.



Jak widzimy kolory – test

Można sobie zrobić prosty test sprawdzający, jak widzimy kolory: wyświetlić na ekranie planszę (okienko, jakąkolwiek grupę pikseli) w jakimś kolorze. Wziąć jakiś program, w którym można dobierać kolory – może być nawet Paint – i, po schowaniu tamtej planszy, spróbować z pamięci odtworzyć jej kolor. Potem porównać oryginał z własnym tworem pamięciowym. Prawie na pewno nie będą identyczne. Gdy zrobi się tak kilkanaście razy z różnymi odcieniami, można stwierdzić, jaką ma się tendencję do przeinaczania kolorów. Moje na przykład konsekwentnie są bardziej nasycone i przeważnie jaśniejsze. Na dobry początek, poniżej trzy kolory. Znajdziecie je na górnym zdjęciu? A gdy weźmiecie pędzel w jakimś Photoshopie, czy jesteście w stanie te odcienie odtworzyć? Bez używania kroplomierza, oczywiście.

No więc, czy tam tak wyglądało? Przecież tak to pamiętam, a innych danych nie mam. Musiało tak wyglądać.

jak widzimy kolory - rozróżnianie barw w fotografii

Gra w kolory

Tyle się mówi o precyzji odwzorowania kolorów, konieczności kalibracji, „prawdziwych” barwach na zdjęciach, zafarbach wprowadzanych przez to i tamto, a tak naprawdę…

Najsłabszym ogniwem jest człowiek. Różnicę w podobnych kolorach widzimy tylko wtedy, gdy skaczą nam do oczu, czyli gdy mamy je zestawione jeden przy drugim. Jeśli już tę różnicę zauważymy, to trudno nam stwierdzić, czy polega ona bardziej na barwie, nasyceniu czy jasności. A co dopiero powiedzieć, czy i jak bardzo jest istotna!

Jak widzimy kolory – test drugi

Tym, którzy w to nie wierzą, polecam zabawę – cyfrową albo analogową, do wyboru. Na czym polega analogowa, to oczywiste: tysiąc kawałków układanki za 70 dolarów australijskich (czyli niecałe dwieście złotych). Zabawa cyfrowa jest bezpłatna, a odbywa się tutaj. Zasady są proste: klikamy rozpoczynając grę, a później, jeżdżąc myszką po kole, trzeba znaleźć taki odcień, jaki wyświetlono w centrum koła. Dla ułatwienia, kolor pod myszką wyświetla się na obwodzie tego centrum. Dla utrudnienia, kawałek z odcieniem się ciągle zmniejsza, a jak zniknie, to niestety, nie zalicza poziomu. Na koniec zlicza punkty, a im bliżej 10, tym lepiej. Mój wynik to 8,7, a jak Wam pójdzie? Miłej zabawy!

jak widzimy kolory - balans bieli

A jeśli macie dość zgadywania, to można dokładnie sprawdzić jaki kolor widzimy i precyzyjnie porównać dwa obszary zdjęcia pod kątem różnic barwnych – służy do tego próbnik kolorów.

Balans bieli lewego oka

Już wiecie, jak subiektywne jest postrzeganie barw i jak bardzo trudno wskazać, jakie kolory widzimy naprawdę? A może być jeszcze trudniej, gdy jednym okiem widzimy co innego niż drugim…

Z okazji pięknej jesieni wybrałam się na zdjęcia do Ogrodu Japońskiego. Popołudnie piękne, słoneczne, kolory na drzewach fantastyczne. No więc chodzę sobie po tym ogrodzie, szukam kadrów, oko co chwila przykładam do wizjera. Pstryk, idę dalej. W pewnym momencie, żeby już nie podnosić aparatu, popatrzyłam na żółte liście, zamykając jedno oko. W ten sposób widzi się scenę płasko, myślę sobie, łatwiej sobie wyobrażę zdjęcie. Popatrzyłam jednym okiem, potem drugim… a liście okazują się bardziej zielone.

Druga próba: prawe oko – liście pomarańczowozłote, lewe oko – zielonożółte. Co jest? Jakiś problem okulistyczny mi się pojawił? Popatrzyłam tak samo na zmianę na swoją rękę: to samo, jednym okiem widzę skórę opaloną, drugim bladą. Ewidentna różnica balansu bieli, tak na oko z 500 Kelvinów (skrzywienie mam po tym całym ślęczeniu nad zdjęciami do druku, widzę Kelviny i składowe RGB zamiast kolorów). Skąd się to wzięło?

Zagadka wyjaśniła się w chwilę po wejściu do pomieszczenia, gdy balans bieli w oczach mi się wyrównał. Otóż chodząc po parku i kadrując, byłam przeważnie odwrócona bokiem do słońca. Na jedno oko świeciło mi słońce, a drugie było w cieniu – a często też dodatkowo zasłonięte aparatem. Mózg „skompensował” różnicę w barwie światła padającego na oczy. Dopiero zamykając na zmianę to jedno, to drugie oko, nakryłam go na oszustwie.

I wierz tu człowieku w to co widzisz…

Jak widzimy kolory w fotografii

Trzy rodzaje prawdy w fotografii

Starzy górale mawiają, że istnieją trzy rodzaje prawdy. Wszyscy wiemy jakie. W fotografii też istnieją trzy rodzaje prawdy, ale trochę inne:

  • To, co było
  • To, co chcemy pamiętać
  • To, co chcemy, żeby zobaczyli – i pamiętali – inni.

Dotyczy to zdarzeń, ale też kolorów. Szczególnie w fotografii podróżniczo-krajobrazowo-architektonicznej kolory są często ważniejsze niż wydarzenia. A tak nawiasem: prawda w fotografii obejmuje nie tylko zagadnienia koloru, ale też kompozycji i, ogólnego podejścia do fotografowania. Warto poczytać o “jedynej prawdziwej fotografii” oraz książkę sławnego Pedro Meyera o prawdzie w fotografii.

Liczą się wrażenia

Jakie były kolory „w realu”, tego tak naprawdę nie wiemy. Nikt nie wie, chyba że ktoś jest na tyle szalony, żeby ganiać po świecie z maszynką do sprawdzania parametrów LAB. Wiemy tylko, że było ładnie albo ponuro, kolorowo albo szaro, ciemno albo jasno. Jak bardzo jasno? Jak bardzo kolorowo? Czy ta szarość była naprawdę całkiem szara czy jednak trochę niebieska? Ba! Liczą się wrażenia, a wrażenia ze swej natury nie są precyzyjne. Co gorsza, z czasem bledną albo nabierają kolorów. Co jeszcze gorsza, w kwestii „jak było” absolutnie nie można wierzyć aparatom fotograficznym. One mają własną opinię, zależną od ustawień ekspozycji, balansu bieli, włączonego stylu obrazu i tego, w jaki dokładnie sposób udało się egzotycznym inżynierom przełożyć matrycę Bayera na piksele. Aparaty nie odzwierciedlają rzeczywistości. One ją mielą przetwornikiem analogowo-cyfrowym, a co im wyjdzie, to wyjdzie. I to, jak my widzimy kolory, ma niewiele wspólnego z tym, co nam pokaże plik z aparatu. Można też kolory twórczo zmieniać, żeby przybliżyć je raczej do “prawdy ekranu” – na przykład narzędzie Selektywny Kolor świetnie się do tego nadaje.

Jak widzimy kolory czy jak chcemy je pamiętać?

Wiemy natomiast przeważnie, co chcemy pamiętać. Jeśli mamy w pamięci świetlisty poranek, to będziemy się zapewne starali uzyskać jasne zdjęcie. I to nawet jeśli niezależny ekspert w postaci danych EXIF mówi, że skoro zostało zrobione przy parametrach: czułość matrycy 100 ISO, przysłona f/8 i czas naświetlania 1/10 sekundy, to musiało być raczej ciemnawo. Bardziej się liczą wrażenia. Na tej samej zasadzie, fantastyczny zachód słońca naturalnie spowoduje sięgnięcie po fantastyczne kolory w obróbce, a ponura ulica po paletę ciemną i przygaszoną.

Jak widzimy kolory - poradnik fotograficzny

Nieważne, jak widzimy kolory, ale jak chcemy je pokazać

Trzecia prawda jest trochę bardziej skomplikowana. Oznacza wizję sceny, jaką chcemy przekazać oglądającym. By do niej dotrzeć, nie tylko musimy taką wizję mieć (była ona prawdą numer dwa), ale też umieć ją zrealizować. Na widok zdjęcia przypomnimy sobie przykładowy świetlisty poranek, również jeśli nie uda nam się odpowiednio rozjaśnić obrazu albo nawet nie podejmiemy takiej próby. Ale inni go wtedy z pewnością nie dostrzegą. Barwy brzasku i zachodu na niebie nie zostaną prawidłowo zauważone jako ogniste, jeśli nie będą odpowiednio mocne.

A jeśli chodzi o fotografię powyżej, to blask wieczornego słońca na deszczowych chmurach nie będzie tak istotnym elementem zdjęcia jak powinien, jeśli nie zostanie wzmocniony. A do wzmacniania, jak wiadomo, służą sterydy. Mam ich do dyspozycji kilka rodzajów: krzywe, kanały, ostrzałki, a do tego dwa narzędzia proste w użyciu i piorunująco skuteczne: suwak intensywności oraz fałszywe profile barwne (uwaga: stosowane razem mogą spowodować wybuch). Kolory trzeba umieć wymieszać, żeby były takie, jak fotograf sobie życzy. Sterydy się przydają, by dotrzeć do trzeciej prawdy.

A jak tam było „w realu”? Wyglądało oczywiście tak jak widać, a było… po prostu wyjątkowo. Tego dnia spadł mocny deszcz, co jest rzadkością latem na Krecie (wrzesień to nadal lato). Przepłukane powietrze filtrowało światło inaczej niż zwykle, dając czystsze barwy, a kilka warstw chmur, co też nie codziennie się trafia, dało fantastyczną grę świateł i cieni na niebie.

 

Ewa Prus

W fotografii najważniejsze są dwie rzeczy: pomysł i umiejętność jego realizacji. Wygląd samej sceny jest nieistotny – ważne jest natomiast to, jak ją widzi fotograf. Warto się nauczyć pokazywania swojej własnej wizji. Tego właśnie uczę od lat – na warsztatach, fotowyprawach, w książkach i na łamach miesięczników.
Więcej moich opinii można przeczytać na blogu EwaiPiotr.pl.

napisz komentarz

kliknij aby napisać komentarz

I accept the Privacy Policy