Programy

Test: DxO Optics Pro 11 Essential

Test DxO Optics Pro

Przedstawiam mały, subiektywny test DxO Optics Pro 11 Essential, zawierający porównanie do Lightrooma, canonowego DPP i tego, co bym chciała, żeby istniało. DxO Optics Pro to już program nieaktualny: być może da się go jeszcze znaleźć za darmo na niektórych stronach, ale tak w ogóle to został zastąpiony przez opisany w tekście o odrawiaczach DxO Photo Lab.

Czego tu brakuje?

No właśnie… Essential to wersja okrojona, to oczywiste. Ale z czego właściwie została okrojona? Tych braków jest zaskakująco mało: zaawansowane odszumianie (no właśnie, khem, o tym później), korekcja ClearView (automatyczna optymalizacja jasności i kontrastu), usuwanie mory plus kilka zaawansowanych opcji związanych z profilami i presetami. W skrócie: jak na darmowy program, to dostajemy zaskakująco dużo.



 

Jak to się ma do czego innego

Ogólnie rzecz biorąc, DxO jest programem skłonnym do współpracy. Uprzedzam pytanie: owszem, współpracuje z Lightroomem. Instaluje się od razu jako samodzielny program oraz w postaci wtyczki do LR. Gdy po instalacji DxO uruchomimy LR, pojawi się taka oto, sympatyczna informacja:

Test DxO Optics Pro

W Lightroomie wybiera się polecenie File | Plug-in Extras | Transfer to DxO Optics Pro, by zdjęcie otworzyło się w okienku DxO. Stamtąd z kolei można je wyeksportować do Lightrooma.

A czy jest w czymś od Lightrooma lepszy, żeby było warto go przypinać jako plugin? Tu sytuacja jest skomplikowana. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że to eksportowanie wte i wewte może nie być takie praktyczne jak się wydaje. O ile DxO przy eksporcie pyta, czy życzymy sobie zobaczyć w LR plik JPG, TIF, DNG z naniesionymi poprawkami albo oryginalnego RAW-a bez poprawek, o tyle LR nie pyta o nic, tylko wyrzuca do DxO oryginalne RAW-y, z pominięciem wykonanych przez siebie (czyli przez LR) korekcji. Moim zdaniem, stawia to pod znakiem zapytania sensowność eksportu z LR do DxO – prościej od razu otwierać pliki w DxO, jeśli go potrzebujemy. No chyba, że ktoś zaczyna swoją pracę ze zdjęciami od zaimportowania wszystkiego do Lightrooma i traktuje go jako podstawę wszelkich dalszych działań. Ja nie.

 

O lepszości i gorszości

DxO zasłynął jako program, który pięknie i automagicznie wykonuje wszystkie możliwe korekcje, sprawiając, że zdjęcia stają się może niekoniecznie efektowne, ale ładne i poprawne pod każdym względem: jasności, kontrastu, koloru, geometrii. No to zobaczmy, jak to wygląda w tym przypadku. Zapakowałam do DxO i do LR niezależnie pewne zdjęcie z Wenecji. Zdjęcie jest dość trudne (zdjęcia łatwe zawsze wyglądają nieźle, nie ma co z nimi kombinować), kontrastowe, wymaga większej pracy by nabrało rumieńców, ale zobaczmy, co z nim zrobią oba programy same z siebie:

Zdjęcie otwarte w Lightroomie, profil Adobe Standard, żadnych ręcznych poprawek.

 

To samo zdjęcie otwarte w DxO, profil standardowy DxO, również żadnego ręcznego korygowania czegokolwiek.

Zdjęcie z DxO ma ładniejsze kolory, lepszy kontrast miejscowy i lepsze, mniej kontrastowe rozłożenie jasności – widać to i na obrazie, i na histogramie, który jest równiej rozłożony, świadcząc o większym urozmaiceniu tonów. Oczywiście, nad tym wszystkim można (i trzeba) będzie jeszcze popracować, ale punkt wyjścia wygląda lepiej z DxO. Narzędzia do korekcji świateł i cieni są w obu programach podobne, natomiast takich do korekcji miejscowych w DxO nie ma, więc tu LR wygrywa w cuglach. Ale zanim przejdziemy do kombinowania z filtrami połówkowymi, owalnymi i pędzlowanymi (a przejść możemy bez problemu, bo jak pamiętamy, DxO eksportuje do LR obraz razem z wprowadzonymi korektami), popatrzmy jeszcze, czy może automatyczny poprawiacz Lightroomowy nam to zdjęcie uładni?

 

Ponownie to samo zdjęcie, po kliknięciu w Lightroomie przycisku Auto w zakładce ustawień podstawowych Basic.

Auć. Nie, to nie wygląda lepiej, a nawet wręcz przeciwnie. Wyciągnięte cienie można by zaakceptować, ale białe niebo zdecydowanie nie. W kategorii automatycznej korekcji jasności i koloru DxO wygrywa – można od niego zaczynać edycję, a później przenieść się z nią gdzie indziej.

 

A co z geometrią?

DxO dysponuje dużą bazą danych o aparatach i obiektywach i na jej podstawie koryguje zniekształcenia – to oczywiście dobrze. Pozostawia też użytkownikowi możliwość regulacji siły tej korekcji, co również dobrze. Natomiast usuwanie aberracji chromatycznych trochę mnie rozczarowało. Lightroom skutecznie usuwa aberracje w pełni automatycznie – wystarczy zaznaczyć „usuń”, a one biorą i sobie znikają. Dziesięć razy na dziesięć, bez pudła. W DxO też jest automat, ale działa jakby mniej skutecznie, o dziwo. Na zdjęciach przykładowych musiałam maksymalnie zwiększyć siłę i wielkość korekcji, żeby dostać przyzwoity efekt. A widywałam już większe aberracje niż tu!

 

test DxO Optics Pro

Maksymalna korekcja aberracji chromatycznych była potrzebna, żeby krawędzie zyskały w miarę normalny kolor. Obiektyw Sigma 10-20 f/4-5.6 na 10mm, róg kadru.

 

Cienie i szumy

Pokazane na górze zdjęcie weneckiego kota było robione na wysokim ISO (1600, tam było dość ciemno), a kot był mocno niedoświetlony. Wyglądał właściwie jak czarna plama, a zacienione fragmenty fotela wraz z nim. Co da się z tego wyciągnąć? Oto fragment fotela „przed i po”:

 

Jak na takie ISO i taką ekspozycję, wygląda dobrze. Plusz zachował (a właściwie odzyskał) sporo detali, jasność udało się uzyskać dobrą, a szum zniwelować prawie całkowicie. Niektóre fragmenty zostały wprawdzie zredukowane do plamy, ale można uznać, że fotel był tak bardzo wytarty… Ale co z tym, co naprawdę ciemne, czyli kotem? On wytarty nie był.

 

test DxO Optics Pro

Fragmenty kociego futra i wąsów. Po lewej DigitalPhotoPro Canona, po prawej DxO.

 

Źle nie jest, dobrze też nie. Mamy wybór: dobre odszumienie i pozlepiana sierść albo puszysta sierść i szum. (DPP daje jeszcze dodatkowy wybór: dobre odszumienie i sierść tak puszysta, że wygląda jak wata.) O ile jeszcze usuwanie szumu chromatycznego idzie nieźle (choć trzeba przyznać, że kot po DPP jest bardziej czarny), o tyle odszumianie luminancji daje mocne, malarskie wręcz rozmycie. Ogólnie rzecz biorąc, odszumianie w wersji Essential jest zbliżone skutecznością do tego z Lightrooma – ale w wersji Elite zaimplementowano coś (podobno) lepszego, czego niestety nie miałam jeszcze okazji testować.

 

Test DxO Optics Pro: warto, czy nie warto?

No i przyszła pora odpowiedzieć na to najbardziej podstawowe pytanie. Dla osób, które nie mają względnie nowego rawera albo używają siermiężnych wynalazków typu UFRaw, odpowiedź jest prosta: brać to DxO i się nie zastanawiać. Posiadacze Lightrooma natomiast zyskają niewiele: trochę ładniejszy obrazek „na dzień dobry”, z którym być może będzie się łatwiej pracowało później. Natomiast jeśli ktoś myśli o zmianie aparatu i obawia się, że jego stary rawer nie będzie obsługiwał plików z nowego aparatu, to DxO może być bardzo przydatne jako coś, co wstępnie przetwarza RAW-y, po czym otwiera je w przystępnej formie w innym, starszym programie.

A dla tych, którzy doczytali do tego miejsca, dodatkowy obrazek: weneckie gondole w wersji takiej, jaka być powinna. Edytowane w DxO, LR i Photoshopie. Jak szaleć, to szaleć.

Test DxO Optics Pro

Ewa Prus

W fotografii najważniejsze są dwie rzeczy: pomysł i umiejętność jego realizacji. Wygląd samej sceny jest nieistotny – ważne jest natomiast to, jak ją widzi fotograf. Warto się nauczyć pokazywania swojej własnej wizji. Tego właśnie uczę od lat – na warsztatach, fotowyprawach, w książkach i na łamach miesięczników.
Więcej moich opinii można przeczytać na blogu EwaiPiotr.pl.

napisz komentarz

kliknij aby napisać komentarz