Wydawałoby się, że wiedza w czasach fotografii cyfrowej szybko się dezaktualizuje. „Świat w obiektywie” Davida duChemina jest przykładem, że bywa wręcz odwrotnie. Ta książka po 10 latach sprawia wrażenie jeszcze bardziej aktualnej, ważnej i przydatnej.
Znacie? To przeczytajcie jeszcze raz
„Jak to po 10 latach?” – zastanawia się pewnie niejeden czytający tę recenzję. „Świat w obiektywie. W poszukiwaniu wizji” Davida duChemina nie jest do końca pozycją nową ani nawet nieznaną na naszym rynku. To reedycja tytułu sprzed 10 lat, który ukazał się w Polsce w 2009 roku pod tytułem „W kadrze. Rozważania na temat wyobraźni fotografa”. Inny był wówczas nie tylko tytuł, ale także wydawca i tłumacz. Co jeszcze się zmieniło? Pewne przemeblowania widać w układzie treści, choć inne tłumaczenie utrudnia śledzenie co dokładnie zmienił sam duChemin. Nie są to jednak z pewnością radykalne zmiany; co najwyżej nieco inne rozłożenie akcentów.
Największe zmiany dotyczą strony graficznej. „Świat w obiektywie” ma w dużej części zupełnie nowe fotografie, a niektóre znane z wcześniejszego wydania są inaczej skadrowane. Nie jest to zmiana ani na plus, ani na minus – duChemin wykorzystał okazję, aby pokazać nieco swoich nowszych zdjęć. Nowszych i w większości bardzo dobrych. Czy lepszych niż te sprzed dekady? Niekoniecznie, ale fotografie to jeden z powodów, aby poznać nowe wydanie książki, nawet jeśli mamy poprzednią edycję.
Wizja plus techniczne podstawy
Tytuł książki mówi o poszukiwaniu wizji – jest w tym prawda, choć niepełna. Owszem, spora część książki to sugestie i rady, jak najpierw znaleźć pomysł, a później zamienić go w udane zdjęcie. Jednak jest w niej znacznie więcej. Jeden z rozdziałów jest dość technicznym instruktażem dotyczącym właściwego użycia aparatu – korzystania z histogramu, doboru obiektywów itp. – może zbyt skrótowy dla zupełnie „zielonych”, ale osobom, które przebrnęły przez instrukcję aparatu, uporządkuje to potrzebną wiedzę techniczną. To jednak w żadnym wypadku nie jest podręcznik techniki. Nie jest to też pamiętnik, album, relacja z podróży – choć każdy z tych elementów jest w książce obecny. Jak zwykle u duChemina, narracja jest lekka i niewymuszona, „Świat w obiektywie” to bardziej esej niż techniczny podręcznik. Czyta się to dobrze, a w pamięć zapadają nie tylko konkretne porady, triki i opinie, ale również sentencje:
„Braku pomysłu nie da się niczym zamaskować.”
„Nigdy nie wiadomo, co nas spotka. Lepiej więc nie zgadywać.”
„Należy planować, uwzględniając niespodzianki.”
„Zwykłe wypełnianie kadru czymś egzotycznym nie wystarczy, aby uzyskać dobre zdjęcie.”
Esej fotografa
Najlepiej charakter „Świata w obiektywie” odda termin: esej fotografa. Nie esej o fotografii, ale właśnie fotografa. David duChemin pisze o swoich podróżach, spotkaniach z ludźmi, zderzeniu kultur – wszystko z pozycji osoby z aparatem. Gdy porównuje Tunezję z Indiami, zwraca uwagę, że w tym pierwszym kraju trudno uzyskać akceptację ludzi dla portretowania ich, podczas gdy Hindusi pozują chętnie. Pisze też o kolorach, zapachach, rytmie życia w różnych miejscach naszego globu – a wszystko to pod kątem kadrów, które uchwycił w odpowiedzi i reakcji na te bodźce. Na najważniejszym poziomie „Świat w obiektywie” to opowieść o reakcji fotografa na świat. Opowieść osobista i autentyczna, dzięki której możemy wspólnie z autorem uczestniczyć w jego podróżach i spotkaniach z ludźmi.
Człowiek przede wszystkim!
Trzeba podkreślić, że duChemina interesują przede wszystkim ludzie. Nawet architekturą jest zainteresowany tylko wówczas, gdy stanowi ona interesujące tło dla portretu lub gdy daje kontekst dla zdjęcia osoby. O fotografowaniu osób dowiemy się więc całkiem sporo, natomiast o innych tematach – niewiele. Owszem, autor poświęca nieco miejsca fotografowaniu jedzenia, dzieł sztuki czy zabytków, ale dla niego te tematy są tylko tłem dla pokazania aspektów życia ludzi osadzonych w różnych kulturach. Miłośnicy architektury, makro czy sportu także mogą skorzystać na lekturze, jeśli jednak będą tu szukać nie techniki, ale wrażliwości i procesu twórczego.
O portretach w plenerze, spontanicznie aranżowanych sesjach na ulicach miast, dowiemy się tutaj najwięcej. Autor podkreśla, że nawiązanie kontaktu z obywatelami świata bywa trudne – przede wszystkim dla samego fotografa, który musi przełamać swoją nieśmiałość i w ciągu kliku chwil zdobyć sympatię oraz zaufanie przyszłego modela. Sam duChemin przyznaje, że ma z tym kłopoty, ale też to najbardziej pociąga go w fotografii – wyzwanie, jakim jest nawiązywanie kontaktu z obcymi oraz niepowtarzalność takich doświadczeń. Dla autora rejestrowanie takich momentów, uwiecznianie bogactwa świata ludzkich charakterów i osobowości stanowi właśnie sens fotografii i fotografowania.
Przy okazji dostajemy olbrzymią porcję sposobów na przezwyciężenie dystansu i zdobycie sympatii przypadkowych osób spotkanych na ulicy. Poznamy prywatne, często nieortodoksyjne triki autora, pozwalające pozyskać współpracę dzieci i osób starszych. DuChemin odnosi się też do kwestii pozyskiwania zgody, także pisemnej, kwestii związanych z publikacją i sprzedażą portretów, a także płaceniem za pozowanie. Nauczymy się sporo drobnych, ale bardzo przydatnych technik – od zapalania blasku w oczach, przez kierowanie wzroku w obrębie kadru, po kwestie ostrości w portrecie – która przeważnie, choć wcale nie zawsze powinna być na oczach.
Spora część informacji to kwestie okołofotograficzne: dotyczące zachowania się w różnych kulturach, znajdowania się w niecodziennych sytuacjach, czy wreszcie decyzji, przed którymi staje człowiek Zachodu odwiedzając egzotyczny kraj.
Kurs fotografii niekiedy zbyt przyspieszony
Porad jest zresztą więcej – o kompozycji, wykorzystaniu kolorów, świetle, szukaniu właściwej perspektywy, tak dosłownie, jak i w sensie metaforycznym. Mamy też rozdział będący czymś w rodzaju przyspieszonego kursu korzystania z aparatu. W żadnym z tych aspektów wykład nie aspiruje do kompletności, ale też nie są to „drewniane” formułki czy obiegowe banały. Dostajemy konkret, poparty żywymi przykładami, choć daleki od wyczerpania tematu. Atrakcyjne ilustracje zwiększają przyjemność lektury i potwierdzają autorytet autora, a każde przedstawione zdjęcie jest osobną opowieścią i towarzyszy mu autorska relacja o kulisach powstania ujęcia, a także o tym, dlaczego ono powstało.
Nie wszystko mi się w książce podoba, zwłaszcza w jej fragmentach bardziej odnoszących się do techniki. Przy omawianiu zastosowań teleobiektywów du Chemin obszernie pisze o skrócie perspektywicznym i kompresji przestrzeni, jaką tu mamy w stosunku do sytuacji, gdy stosujemy szersze obiektywy, ale pomija w tym procesie regulacji perspektywy kwestię zmiany pozycji – ktoś nieobeznany mógłby uwierzyć, że np. wszystkie zdjęcia na stronie 60 zostały wykonane z tego samego miejsca, jedynie różnymi ogniskowymi. (Bardzo fajnie jest za to wyjaśnione nieco dalej zastosowanie obiektywów szerokokątnych). Podobnie jak dekadę temu, irytuje mnie powielanie mitu ogniskowej 50 mm jako „naturalnej” przez rzekomą zgodność z polem widzenia ludzkiego wzroku.
Książka-drogowskaz
To jest książka zarówno dla początkujących, którzy przebrnęli przez techniczne abecadło, jak i dla fotografów z doświadczeniem, którzy utknęli na pewnym poziomie i nie wiedzą, jak sprawić, by ich zdjęcia były lepsze. Być może potrzebne im sugestie znajdą u du Chemina, być może nie, jednak inna perspektywa, dystans autora i jego doświadczenia mogą pomóc pokonać granicę w twórczym rozwoju. To jest powód, by sięgnąć po „Świat w obiektywie. W poszukiwaniu wizji” – nawet jeśli mamy już na półce „W kadrze”.
David duChemin, Świat w obiektywie. W poszukiwaniu wizji
tytuł oryginału: Within the Frame, 10th Anniversary Edition
format: 16,5×22 cm
stron: 278
ISBN: 978-83-283-5810-2
wydawca: Helion
cena: 59 zł
napisz komentarz