Lensbaby to fantazyjny obiektyw, który można wyginać w dowolną stronę, uzyskując niezwykłe efekty rozmycia i bawiąc się głębią ostrości. Podobne efekty można uzyskać korzystając z obiektywów typu tilt-shift. Tyle, że Lensbaby kosztuje ułamek ceny prawdziwych obiektywów tilt-shift… Dodatkowy atut – aparat z założonym obiektywem Lensbaby wygląda kosmicznie! Ale uwaga! Normalnych zdjęć takim obiektywem zrobić się nie da.
Lensbaby 3G – obiektyw z antenkami
Idea stojąca za konstrukcją Lensbaby 3G jest równie ciekawa, jak jego wygląd. Normalny obiektyw ma sztywną obudowę, prostą ścieżkę optyczną, a wszystkie soczewki są do siebie osadzone równolegle. Lensbaby normalnym obiektywem nie jest: wykonany został z miękkiego, ukształtowanego w harmonijkę plastiku, daje się wyginać, rozciągać oraz skracać, a wówczas z głębią ostrości dzieją się rzeczy dziwne. Owszem, można ustawić go prosto i wówczas mamy mniej więcej normalną „stałkę” 50 mm. Jednak osiągnięcie tej neutralności, czyli utrzymanie korpusu w pozycji prostej nie jest łatwe, bo wystarczy poruszenie aparatem, żeby obiektyw się zakołysał. Zresztą nie po to ten obiektyw został wymyślony, żeby udawać zwykła „pięćdziesiątkę”. On jest po to, żeby go wyginać!
A co z antenkami? Antenki służą do precyzyjnego ustawienia obiektywu w pozycji dającej nam pożądaną deformację i ostrość wybranego fragmentu. Pozwalają one zablokować korpus Lensbaby w dowolnym wygięciu. Za pomocą Lensbaby 3G można fotografować nie korzystając z „antenkowatych” blokad i innych ułatwień, ale rezultaty są wówczas bardziej przypadkowe. Dodam jeszcze, że w tradycyjnych kryteriach oceny jakości obiektywu – ostrość, aberracje, kontrast itp. – Lensbaby wypada słabo. Ale nie o te tradycyjne wartości tutaj chodzi. Lensbaby to nie są narzędzia do robienia normalnych zdjęć, tylko zupełnie odjechanych, gdzie kwestia ostrości jest marginalna, a liczy się właśnie brak ostrości.
Specyfikacja Lensbaby 3G – niby zwykła 50-tka
Od strony technicznej Lensbaby 3G to obiektyw o popularnej ogniskowej około 50 mm i jasności f/2, którą można zredukować do wartości f/22. Konstrukcja obiektywu nie zawiera żadnej elektroniki i nie komunikuje korpusowi aparatu swojej obecności. Jeśli więc korzystamy z lustrzanki, która nie mierzy światła z manualnymi obiektywami (jak tańsze Nikony) trzeba będzie ustawiać ekspozycję w trybie M metodą prób i błędów. Ponieważ nie ma żadnej elektroniki, więc nie tylko ostrość ustawiamy ręcznie, ale też przysłony są całkiem, hm, manualne. W pełni manualnych obiektywów jest na rynku sporo, bywa że nawet nowe konstrukcje nie dysponują autofokusem (jak np. obiektywy tilt-shift), ale manualność Lensbaby to klasa sama dla siebie. Otóż przysłonę reguluje się przez… wrzucanie do obiektywu krążków z dziurami różnej wielkości, a ostrość – przez ściskanie i rozciąganie obiektywu.
Regulacja przysłony, czyli wrzuć krążek
Przysłony nosimy w kieszeni – w plastikowym pojemniku, przypominającym kształtem łyżeczkę. W szerszej części pojemnika znajduje się zestaw siedmiu krążków o tej samej średnicy i różnej wielkości otworach w środku (f/2.8, f/4, f/5.6, f/8, f/11, f/16 i f/22). To właśnie nasza przysłona, a właściwie wszystkie przysłony. Wybieramy sobie krążek o odpowiednio dużej dziurze i… wrzucamy go do obiektywu. W obiektywie znajdują się trzy małe magnesy, które przytrzymują krążek. Jeśli chcemy go wyciągnąć, korzystamy z drugiego końca „łyżeczki”, gdzie pod kapturkiem schowany jest magnes silniejszy od tych w obiektywie. Za jego pomocą łapiemy i wyciągamy przysłonę.
Procedura nie należy do szybkich. Na plus można uznać edukacyjną wartość takiego rozwiązania (szybko pojmuje się zależność między wielkością otworu przysłony a głębią ostrości i wydłużeniem czasu ekspozycji) oraz idealnie okrągły kształt blików i jasnych obszarów znajdujących się poza głębią ostrości.
Ściskamy i rozciągamy, czyli regulacja ostrości
Oprócz wyginania obiektyw Lensbaby 3G można także rozciągać i ściskać. A właściwie nie tyle można, co trzeba, bo przez skracanie (ściskanie) obiektywu oraz jego wydłużanie (rozciąganie) reguluje się ostrość. Owszem, jest też pierścień ostrości, ale służy on do finalnego tuningu – gdy wstępnie ostrość jest ustawiona przez regulację długości obiektywu. Jeśli chcemy przesunąć ostrość dalej, obiektyw musimy skrócić – czyli ścisnąć. A gdy chcemy mieć ostrość na dalszym dystansie – obiektyw wydłużamy przez rozciąganie go.
Tilt-shif dla niecierpliwych czyli wyginamy!
Za pomocą tej konstrukcji możemy uzyskać zdjęcia, na których z dwóch stojących obok siebie osób wyraźnie widoczna będzie tylko jedna – druga zostanie rozmyta. Efekt nie przypomina jednak typowego efektu zastosowania płytkiej głębi ostrości, lecz raczej rozmazanie będące efektem ruchu. Metoda obsługi jest bardzo prosta: prawą dłonią trzymamy aparat, lewą łapiemy za obiektyw i wyginamy go na boki, wyciągamy w przód lub ściągamy w stronę korpusu, aby uzyskać na zdjęciu ostrość na wybranej płaszczyźnie. Teoretycznie możemy też uzyskać ostrość w płaszczyźnie nierównoległej do matrycy lub klatki filmu, czyli to, co uzyskuje się obiektywami tilt-shift, ale tak precyzyjne ustawienie Lensbaby nie jest proste. Zawsze będzie jakiś przekos i płaszczyzna ostrości ułoży się inaczej niż byśmy chcieli. Nie jest to więc obiektyw do prostowania perspektywy budynków. Nawet uzyskanie ostrości na wybranym punkcie kadru nie jest proste. Jeśli natomiast chcemy się w zupełnie szalony sposób pobawić ostrością, to Lensbaby jest świetnym narzędziem.
Tylko dla sztukmistrzów czyli Lensbaby 3G w praktyce
Korzystanie z Lensbaby 3G wymaga sporej zręczności palców, koordynacji i zegarmistrzowskiej precyzji. Szybkie ustawianie obiektywu w odpowiedniej pozycji możliwe jest pod warunkiem połączenia talentu Houdiniego z sokolim okiem. Zacznijmy od początku, czyli od poprawnego uchwytu. Bierzemy aparat w dłonie, palec wskazujący prawej ręki na spuście migawki, palec środkowy na razie wolny, bo dla niego zadanie znajdziemy później. Teraz serdecznym i małym palcem prawej dłoni oraz dwoma lub trzema palcami lewej dłoni chwytamy szeroki pierścień z przodu obiektywu i zaczynamy go wyginać. „Zaraz, a jak trzymamy sam aparat, skoro wszystkie palce prawej dłoni są zajęte?” – mógłby ktoś zapytać. No cóż, trzeba przyznać, że palców przydałoby się więcej, ale wskutek ich braku niezbyt pewnie trzymamy aparat prawym kciukiem i dociskamy wewnętrzną stroną dłoni, pomagając sobie lewą, mniej zajętą dłonią.
Gdy już opanujemy trzymanie aparatu, przystępujemy do ustawiania obiektywu. Atrakcyjność tego zabiegu polega na tym, że jednocześnie musimy ustawić deformację obrazu i ostrość. Wyginamy więc obiektyw na boki, a jednocześnie dociskamy go do korpusu lub odsuwamy. Jeśli chcemy zmniejszyć odległość ostrzenia – odciągamy obiektyw od siebie, a im motyw znajduje się dalej – tym bardziej musimy obiektyw skrócić. Mamy wprawdzie z przodu ruchomą soczewkę, ale ona służy do drobnych poprawek w ustawianiu ostrości. Wyginanie w celu uzyskania rozmycia odpowiedniego fragmentu przy jednoczesnym regulowaniu ostrości dociąganiem i odpychaniem nie jest proste, ale gdy to nam się wreszcie uda, używamy środkowego palca prawej dłoni i wciskamy specjalny guzik, blokujący obiektyw w ustawionej pozycji. Blokadę zwalniamy natomiast ściskając dwa przyciski po lewej stronie obiektywu i wówczas możemy zacząć ustawianie od początku.
Kręcimy antenkami
Teraz przychodzi czas na drobny tuning. Gdy zablokowaliśmy pozycję obiektywu przez wciśnięcie przycisku po jego prawej stronie, możemy sobie płynnie i w sposób kontrolowany zmieniać wygięcie i ściśnięcie korpusu. Służą do tego trzy „antenki”, które po wciśnięciu przycisku blokującego unieruchamiają korpus. Kręcąc tymi antenkami przyciągamy lub oddalamy przednią część obiektywu od korpusu. Jeśli wykonamy tę samą liczbę obrotów wszystkimi trzema, wpływamy wówczas tylko na regulację ostrości zdjęcia. Gdy pokręcimy tylko jedną lub dwoma „antenkami”, wpływamy na odchylenie osi optycznej. W zasadzie tymi trzema pokrętłami można ustawić dowolną pozycję, nie bawiąc się w ekwilibrystyczne rozciąganie i wyginanie, ale ta dokładniejsza metoda jest dużo bardziej pracochłonna. Takie precyzyjne ustawienie lepiej jest robić po zamocowaniu aparatu na statywie.
Na końcu robimy tuning ostrości – z przodu obiektywu jest ruchoma soczewka, która obraca się o ok. 100 stopni. Przypominam, że za jej pomocą da się doprecyzować ustawienie ostrości, jeśli wstępnie ją złapaliśmy, przysuwając i rozciągając tubus obiektywu, a nie regulując „od zera”.
Lensbaby i odlot dla filmowców
O ile komputerowe podrobienie efektu zastosowania Lensbaby na fotografiach wymaga nieco czasu i umiejętności, o tyle przy ujęciach filmowych ten niezbędny nakład pracy rośnie wykładniczo. Jeśli więc ktoś chce mieć na filmie takie oniryczne rozmycia i „pływające” płaszczyzny ostrości wówczas Lensbaby jest najprostszym i najtańszym środkiem do celu. W filmie Lensbaby zresztą pokazuje pazur, bo można pokazać zmianę płaszczyzny głębi ostrości, co jest niespotykanym efektem i robi spore wrażenie.
Oczywiście osobną kwestią jest – do czego chce się ten efekt wykorzystać i czemu on ma służyć. Tu niezłym uzasadnieniem będzie prezentacja na filmie różnego typu „odmiennych stanów świadomości”, czyli wszelkiego rodzaju zaburzeń w postrzeganiu, będących efektem nadużycia środków pobudzających lub stanów chorobowych. Lensbaby bywa zresztą stosowane okazjonalnie w poważnych produkcjach, np. zostało użyte w popularnych serialach „Dr House” czy „CSI”.
Czy nie prościej zasymulować efekt Lensbaby w komputerowej obróbce?
Oczywiście, w cyfrowej obróbce obrazu wszystko da się zasymulować, skopiować i podrobić, niekiedy wymaga to tylko więcej czasu, a niekiedy mniej. W tym przypadku nakład pracy potrzebny na podrobienie efektu użycia Lensbaby jest spory. Dlaczego? Właśnie ze względu na zmienność i nieliniowość rozmycia. Warto zwrócić zwłaszcza na to, co dzieje się ze źródłami światła w kadrze – przybierają one różne kształty na jednym zdjęciu, w zależności od odległości od punktu umiarkowanej ostrości.
Lensbaby – dla miłośników wizualnego szaleństwa
Trudności z techniczną stroną kontrolowania płaszczyzny ostrości i punktu ostrzenia to jedno, a wykorzystanie Lensbaby w ciekawy sposób to osobne wyzwanie. Nie jest łatwo znaleźć kadr, który zyska na deformacji. Optymalne wykorzystanie tego sprzętu nie jest sprawą banalną – nie mam tutaj na myśli sytuacji, gdy chcemy znaleźć uzasadnienie dla użycia Lensbaby, ale gdy Lensbaby pozwala nam zrealizować własny zamysł. Lensbaby 3G nie powinien być traktowane jako tani obiektyw z funkcją tilt-shift, ani jako zwykła 50-tka z dodatkowymi atrakcjami. Po prostu uzyskanie normalnych zdjęć (jak ze zwykłego obiektywu 50 mm) lub też prostowanie „walących się” ścian budynków (jak obiektywem tilt-shift) będzie skrajnie trudne.
Główne zastosowanie Lensbaby to uzyskanie silnego rozmycia na obszarze znajdującym się w tej samej płaszczyźnie, w której nastawiamy ostrość. Inaczej to określając – Lensbaby 3G przyda się, gdy z kilku znajdujących się w tej samej odległości od nas przedmiotów, ostry chcemy mieć tylko jeden. Bardziej klasyczna metoda, czyli długa ogniskowa i duży otwór przysłony, rozmyją obraz za i przed wszystkimi przedmiotami, ale nie da się w ten sposób normalnym obiektywem wyizolować jednej osoby z całego rzędu stojącego na wprost aparatu. Z Lensbaby taki zabieg jest prosty, trudniej natomiast precyzyjnie ustawić ostrość na wybraną osobę w rzędzie.
W przypadku Lensbaby praktycznie nie da się położyć głębi ostrości w ten sposób, aby ją zwiększyć. W grę wchodzi tylko zabawa w różnego rodzaju nieoczekiwane i zaskakujące rozmycia. Dużo w tym zabawy, ale proces jest mało kontrolowalny. To zdecydowanie nie jest narzędzie dla pejzażystów czy osób zainteresowanych zdjęciami produktowymi, którzy chcieliby tanim kosztem zyskać możliwości oferowane przez prawdziwe obiektywy tilt-shift. Jeśli jednak ktoś lubi spontaniczną zabawę kadrami, cieszą go niespodzianki, szuka niezwykłych efektów możliwych do uzyskania bez komputera, prosto z aparatu – Lensbaby może być zakupem dającym wiele radości.
Lensbaby Composer – następca Lensbaby 3G
W ofercie firmy Lensbaby nie ma już modelu 3G – tę konstrukcję można zdobyć już tylko na rynku wtórnym. Natomiast jej następcą jest seria Composer, np. Lensbaby Composer Pro o ogniskowej 35 mm. Dalej można tam odchylać oś optyczną obiektywu, ale nie ma już antenek do blokowania pozycji. Niby jest prościej z obsługą, ale jednocześnie trochę mniej zabawy. Zupełnie elastyczny korpus ma natomiast Lensbaby Spark.
Po prostu się baw!
Jeśli Lensbaby 3G nie jest optymalnym narzędziem do uzyskiwania pewnego typu efektów na zdjęciach, to do czego może się przydać? Z pewnością korzystanie z tego obiektywu to, mimo skomplikowania obsługi – a może właśnie dzięki temu – niezła zabawa. Jeśli tylko nie musimy szybko uzyskać konkretnego efektu, skręcanie i wyginanie obiektywu może dostarczyć sporo radości. Te igraszki mają też wartość edukacyjną, bo wrzucanie krążków o różnej średnicy uczy, jaka jest zależność między otworem przysłony a głębią ostrości, a i o ustawianiu ostrości i płaszczyźnie ogniskowania można się co nieco dowiedzieć.
Wykręcanie płaszczyzny ostrości ciekawie też wygląda przy filmowaniu i to zastosowanie jest mocnym punktem Lensbaby. Po prostu prawdziwymi obiektywami tilt-shift nie da się szybko „zakręcić” płaszczyzną ostrości, a Lensbaby pozwala na takie dynamiczne zabawy. Gdy więc chcielibyśmy w ten sposób zasugerować na realizowanym wideoklipie wpływ alkoholu, narkotyków lub po prostu szaleństwo, to Lensbaby jest idealnym narzędziem. Gdyby w czasach Hitchcocka obiektyw taki jak Lensbaby istniał, to pewnie byłby wykorzystany przy kręceniu „Zawrotu głowy” zamiast słynnego „efektu vertigo”.
Poza tym, cóż… nawet amatorski aparat z założonym obiektywem z „antenkami” wygląda odlotowo i możemy być pewni, że na ulicy wzbudzimy większe zainteresowanie niż profesjonalny reporter obwieszony markowym sprzętem.
Kto wie, może taki nietypowy obiektyw stanie się atutem w fotografii biznesowej?
napisz komentarz