Filtry regulowane szare: takie wygodne, bo można sobie regulować gęstość od 2 aż do 10 EV. Wszystkie filtry szare w jednym filtrze! Wspaniałe! Czy naprawdę? Zobaczmy tego typu filtr szary i przekonajmy się, jak brzmi odpowiedź na pytanie: fader – czy warto go kupić i używać?
Filtry szare, w tym fader, są używane do wydłużania ekspozycji. Jeśli nie wiesz jak się zabrać za fotografowanie długich ekspozycji, to o wydłużaniu czasu mamy wyczerpującego ebooka.
Co to jest fader
Konstrukcyjnie fader to dwa połączone filtry polaryzacyjne. Używamy go podobnie jak polara – nakręcamy na obiektyw i kręcimy pierścieniem filtra patrząc, jak zmienia się obraz w wizjerze. Tym razem jednak zamiast pojawienia się efektu polaryzacji, obraz powinien się robić coraz ciemniejszy. Owo przyciemnienie powinno sięgnąć maksymalnie wartości 10 EV (czyli wymagać tysiąckrotnego wydłużenia naświetlania!). Oczywiście możliwe jest też mniejsze przyciemnienie – to zależy od kąta, o jaki obrócimy pierścień fadera. I w tym cała atrakcyjność tego typu filtra szarego, że pozwala on płynnie regulować wydłużenie czasu naświetlania. W teorii zapowiada się to świetnie. A jak jest w praktyce?
Filtr szary fader w praktyce – obiektyw szerokokątny
W zasadzie fadery działają, tylko niezupełnie tak, jak się wydaje. Owszem, mamy regulowane przyciemnianie, ale maksymalna gęstość na poziomie 10 EV jest bardzo problematyczna. Przy korzystaniu z obiektywów szerokokątnych – czyli takich, przy których filtry szare stosuje się najczęściej, jeśli przekręcimy dowolnego fadera tak, że gęstość filtracji zbliży się do 10 EV, to dostaniemy masakrę, a nie zdjęcie. Co się wówczas dzieje, można zobaczyć na filmie, który nakręciłem kilka lat temu z użyciem filtra fader marki Green, ale to samo dzieje się z każdą taką konstrukcją, pochodzącą od każdej firmy. I z LCW tak jest, i z TyanYa, i z innymi. Pozytywnym wyjątkiem jest Nisi, gdzie mamy mechaniczny ogranicznik, uniemożliwiający przyciemnienie do takiej mocy, że zaczynają wychodzić cuda krzyżowej polaryzacji. Nisi jest ok, ale zakres regulacji to raptem od 2 do 5 EV. Inne fadery też będą ok, jeśli ograniczymy się do przyciemnienia o 5 EV (co jednak nie jest takie proste bez ogranicznika).
Powyżej film, na którym powoli obracam pierścień fadera Green.L Variable ND, a aparat kompensuje zmianę jasności otwierając przysłonę i podnosząc ISO. Ponieważ to różnica 8 EV, dochodzi do 6400 ISO. Najciekawszy jest oczywiście ten krzyż, który się pojawia podczas zwiększania gęstości. A zanim się pojawi krzyż, od narożników narastają dziwne winiety.
Film jest skrócony o połowę – pierwsze 20 sekund obrotu pierścienia, czyli ok. połowy zakresu regulacji, nie robi praktycznie nic – ekspozycja zmniejsza się o 1/3 EV. Najpierw więc długo nic się nie dzieje, a później dzieje się za dużo.
A jak to wygląda nie na filmie, ale na przykładowym zdjęciu, można zobaczyć powyżej. 120 sekund ekspozycji w dzień (przy f/11 i ISO 100) to brzmi dobrze, ale wygląda zdecydowanie gorzej. Ogniskowa tutaj była umiarkowanie szeroka – 24 mm na APS-C, czyli odpowiednik 38 mm na pełnej klatce.
Filtr szary fader z teleobiektywem
Takich efektów nierównego przyciemnienia kadru (narastającej od rogów winiety, która zmienia się w czarny krzyż przez środek kadru) nie ma, gdy używamy teleobiektywu, jednak i wówczas nie jest dobrze. Artykuł otwiera właśnie przykładowe zdjęcie wykonane obiektywem o ogniskowej 100 mm z faderem ustawionym na maksymalną gęstość 10 EV, a powyżej jest fragment tego zdjęcia (po prawej) i dla porównania ten sam fragment wykonany bez filtra szarego (po lewej). Czas naświetlania wyniósł 30 sekund przy przysłonie f/9 i ISO 100 – co w środku dnia jest niezłym osiągnięciem. Niestety, jakość tutaj także ucierpiała, choć mniej ewidentnie niż przy szerokim obiektywie. Z nierównomiernością przyciemnienia problemu nie ma, za to ostrość zaczyna zanikać. Im dłuższa ogniskowa, tym mniej tej ostrości zostaje. Pojawia się też przebarwienie, którego korekta podczas obróbki nie będzie łatwa, bo nie jest to proste przesunięcie balansu bieli.
Fader nie jest taki dobry przy długich ekspozycjach
Jeśli filtr regulowany szary ma się do czegoś nadawać, to można zapomnieć o wydłużaniu za jego pomocą ekspozycji o 10 EV. Maksimum użyteczności to 5-6 EV, czyli czas naświetlania dłuższy 30-krotnie w stosunku do braku filtra w ogóle. Z ekspozycji 1/125 sekundy w środku słonecznego dnia zrobi to nam 1/4 sekundy. Prawdziwy filtr 10 EV pozwoliłby zejść do 8 sekund. To jest różnica, prawda?
Czasem wydłużenie naświetlania o 3-4 EV jest wystarczające, ale jeśli potrzebujesz filtra o gęstości 10 EV, to zapomnij o faderach. Kup normalny, nakręcany filtr szary, np. Hoyę z serii Pro ND, która jest wyjątkowo dobra optycznie i nawet w wersji ND1000 (czyli wydłużającej ekspozycję o 10 EV) jest prawie idealnie neutralna kolorystycznie.
Filtr szary typ fader firmy Nisi jako jeden z nielicznych ma mechaniczną blokadę, uniemożliwiającą ustawienie w pozycji, gdy pojawiają się czarne krzyże i inne artefakty.
Fader dla filmowca, ale nie dla fotografa
Filtr szary fader to nie jest narzędzie dla fotografów. Owszem, przyda się filmowcom, którzy – jeśli filmują bardzo poważnie – starają się utrzymać stały czas naświetlania 1/50 lub 1/60 sekundy. W plenerze, zwłaszcza przy zastosowaniu dużych otworów przysłony, wymaga to zastosowania niezbyt gęstych filtrów szarych. Takie od 2 do 5 EV będzie w sam raz. Dla filmowca 10 EV jest zupełnie niepotrzebne, bo cóż miałby on zrobić z ekspozycją kilkusekundową, skoro nagrywa w tempie co najmniej 24 klatek na sekundę i potrzebuje ekspozycji nie dłuższej niż 1/50 sekundy?
Fotograf powinien szukać zwykłych filtrów szarych o stałej gęstości, takich jak np. Hoya z serii Pro ND lub filtr szary Manfrotto. Więcej o doborze filtrów można przeczytać tutaj.
[…] Filtr szary fader – co to jest i czy warto go używać? […]