Autor popularnych podręczników poświęconych ekspozycji, czasowi naświetlania i kompozycji tym razem uczy wykorzystywać w fotografii kolor. Czy rzeczywiście lektura książki “Kolor bez tajemnic” sprawi, że ten temat nie będzie już krył przed fotoamatorem żadnych tajemnic?
Człowiek, który zrewolucjonizował poradniki fotograficzne
Chyba trudno o bardziej naturalny wybór autora podręcznika na temat wykorzystania koloru w fotografii niż Bryan Peterson. Gdy jeszcze dostępne w Polsce podręczniki fotografii były siermiężne, z kiepskimi ilustracjami (z których znaczna część to tradycyjnie były wykresy i diagramy), premiera książki „Ekspozycja bez tajemnic” Bryana Petersona gdzieś koło 2007 była jak wybuch fajerwerków. Nagle okazało się, że podręczniki fotografii mogą być napisane przystępnie i bez technicznego zadęcia. Co więcej, mogą być ilustrowane kolorowymi, przyjemnymi dla oka fotografiami, które same w sobie są atrakcją. Nic więc dziwnego, że „Ekspozycja bez tajemnic” była przez lata przebojem księgarskim. Podobnie barwnie było w następnych książkach Petersona, a sam autor udowodnił, że w kwestii (bardzo) kolorowej fotografii jest biegłym praktykiem. Teraz dostajemy jego poradnik o użyciu barw przy fotografowaniu. Jakie tajemnice nam zdradzi tym razem Bryan Peterson?
Zaczynamy od podstaw
Pierwsze trzydzieści stron książki to przypomnienie podstaw ekspozycji, działania światłomierza oraz funkcji balansu bieli. To ostatnie oczywiście wpływa na barwy, aczkolwiek sugestie dotyczące sposobu postępowania w celu uzyskania np. naturalnego wyglądu skóry przy portretach są w recenzowanej książce dość skrótowe. Później robi się ciekawiej – kilka stron poświęca Bryan Peterson kolorowi jako metodzie komponowania kadru, a następnie przechodzi do kolorowych rudymentów: koła barw, kolorów dopełniających, analogicznych oraz odcieni monochromatycznych.
Następnie przechodzimy do bardziej zaawansowanych zagadnień – wizualnej wagi różnych kolorów, kolorów przybliżających i oddalających oraz wykorzystania koloru w roli jednolitego tła. Na tę najbardziej merytoryczną część książki poświęcone zostało około 30 stron.
O barwach erudycyjnie
Praktycznie cała reszta, czyli część „Kolor i nastrój” (około 60 stron), to bogato ilustrowane zdjęciami omówienie koloru po kolorze. Siedem stron na czerwony, osiem na pomarańczowy, sześć na żołty i tak dalej: zielony, niebieski, fioletowy, biały i czarny. Peterson stara się wspomnieć o wpływie każdej barwy na odbiorcę, podpierając się kodami kulturowymi. Czyta się to przyjemnie, niestety, niewiele z tego wynika. Dlaczego? Proszę przeczytać taki fragment (s.90):
„Żółty kolor sygnalizuje odwagę w Japonii, smutek w Grecji, zazdrość we Francji, a pokarm (kukurydza) u Azteków. Żółty wykorzystywany jest także do zwracania czyjejś uwagi i ostrzeżeń. Einstein uważał, że żółty stymuluje procesy umysłowe, aktywuje pamięć i pobudza komunikację.”
Czyli umieszczając żółty element w kadrze wzbudzimy u widza zazdrość czy smutek? Zasygnalizujemy odwagę czy pobudzimy głód? Jaki praktyczny wniosek ma wyciągnąć fotoamator z takich fragmentów? Że różne rzeczy mają różne znaczenia w różnych kulturach? Owszem, mają – ale co z tą wiedzą zrobić? Przywołanie Einsteina byłoby zabawną anegdotą, gdyby nie wyczerpywało tutaj psychologicznego wpływu omawianej barwy. Z całym szacunkiem dla wybitnego fizyka, ale psychologią i semiotyką się on nie zajmował. W poszukiwaniu znaczeń Peterson błąka się dość bezradnie, często zagalopowując się na manowce. I tak przy kolorze żółtym wskazuje, że kojarzy się on z chorobą, czego przykładem ma być m.in. żółtaczka i żółta febra. W ten sposób załatwić można każdy kolor, sięgając po czerwonkę, białaczkę, czarną śmierć, szkarlatynę czy różyczkę.
Ta część lektury jest lekka, ciężko za to o wnioski z niej, zwłaszcza gdy trafi się na taki np. fragment: „Choć kultura zachodnia wiąże żółty z tchórzostwem, w Azji jest postrzegany jako bohaterski”.
Nie tylko o tajemnicach barw
„Kolor bez tajemnic” lepiej przyjmą osoby lubiące inne książki Petersona niż fotografowie poszukujący tylko podręcznika o estetyce barw. W książce znajdziemy też fragmenty bardziej pasujące do wcześniejszych poradników Bryana Petersona, jak np. rozdziały o panoramowaniu i intencjonalnym poruszeniu aparatu. Podpisy pod fotografiami to bardzo często historie wykonania tych zdjęć, dość luźno nawiązujące do głównego tematu. Wszystko to bardzo interesujące i przeważnie ma pewną wartość edukacyjną, pokazując jak autor radził sobie w negocjacjach z przypadkowymi modelami, wyszukiwaniem tła itp., ale często kwestia koloru pojawia się w tych opisach marginalnie.
O fotografowaniu, nie o obróbce
Jak wszystkie dotychczasowe książki Petersona, także i „Kolor bez tajemnic” poświęcony jest temu, co się dzieje przed wciśnięciem spustu migawki. Kwestiom obróbkowym autor poświęca zaledwie cztery ostatnie strony książki (są to zresztą najbardziej wątpliwe merytorycznie strony książki). Dla osób znających jego wcześniejsze podręczniki nie ma w tym nic dziwnego, tam również kwestie fotograficzne kończyły się w aparacie. Przy wcześniejszych książkach z pewnością nie był to zarzut – autor nie czuł się kompetentny w kwestiach obróbkowych, więc ich w ogóle nie poruszał. Było jasno, uczciwie, a tematyka ekspozycji, czasu naświetlania czy kompozycji nie wymaga wyjaśnień związanych z użyciem Photoshopa. Przy nauce kontrolowania poprawności naświetlania czy wpływu czasu ekspozycji na ruch nie jest do niczego potrzebny Photoshop. Gdy jednak przychodzi do doboru i zestawiania barw, rzecz ma się inaczej, a komputerowa obróbka przydaje się nie tylko do tego, aby sobie kolory zmodyfikować i dopasować, ale także, aby otrzymać na zdjęciu takie barwy, jakie widzieliśmy gołym okiem. RAW z aparatu wymaga pracy, aby barwy się zgadzały z rzeczywistością (już nie wspominając o pracy potrzebnej, aby zgadzały się z wizją fotografa). W książce „Kolor bez tajemnic” jest o tym ledwie kilka słów (w tym i o tym, jakoby autor używał Adobe Camera RAW w programie Adobe Bridge!?) i tym razem nieobecność zagadnień edycyjnych sprawia, że podręcznik jest niekompletny.
Filtr tabaczkowy i purpurowy
Tuż przed krótkim rozdziałem o Photoshopie znajdziemy cztery strony na temat filtrów, które Bryan Peterson poleca. To dość kontrowersyjne rady – stosowanie filtra purpurowego i połówkowego tabaczkowego w czasach cyfrowych jest antyproduktywne. Tabaczka czy purpury ze zdjęcia usunąć się nie da, a jeśli komuś taki efekt będzie potrzebny, łatwo go dodać na etapie komputerowej obróbki, przy okazji w pełni kontrolując stopień zabarwienia. W tym samym rozdziale znajdziemy też dziwne zdanie o filtrze polaryzacyjnym, który „redukuje […] szary blask, który często spłaszcza lub powoduje matowienie koloru obiektu.” Nie wiem, czy to pomyłka autora czy tłumacza, ale matowienie to właśnie efekt działania „polara”, bez którego powierzchnie się błyszczą. Jak rozumieć „szary blask”, zupełnie nie mam pojęcia.
Poczytaj o tworzeniu kolorowych fotografii
Książka Bryana Petersona z pewnością nie wyczerpuje tematu wykorzystania koloru w fotografii i uwzględniania zestawień barwnych przy kompozycji, a stanowi do nich zaledwie wstęp. Jeśli ktoś szuka podręcznika korzystania z barw w fotografii, „Kolor bez tajemnic” raczej nie spełni rozbudzonych oczekiwań. Ale lektura wcale nie musi rozczarowywać.
Mocną stroną książki jest to, co stanowi większość jej zawartości – kolorowe, atrakcyjne zdjęcia oraz opisy ich powstania. Petersona przyjemnie się czyta i ogląda – jeśli potraktować książkę jako zbiór barwnych fotografii wraz z komentarzami autorskimi, otrzymamy ciekawą i pouczającą opowieść o radzeniu sobie w różnych sytuacjach fotograficznych, decyzjach kompozycyjnych, aranżowaniu scen czy nawiązywaniu kontaktu z przygodnymi modelami. A wszystko w kolorze!
Bryan Peterson. Susana Heide Schellenberg, Kolor bez tajemnic
format: 21×28 cm
stron: 136
ISBN: 978-83-7579-631-1
wydawca Galaktyka
cena: 40 zł
Książka jest do kupienia w sklepie wydawnictwa Galaktyka.
napisz komentarz