Zabierając się za kadrowanie zdjęć warto kierować się prostą zasadą: na fotografii ma się znaleźć to, co chcemy pokazać, a całej reszty ma nie być. Wydaje się proste i oczywiste. Ale gdzie jest granica tego, co pokazać chcemy?
Kadrowanie zdjęć – wyznaczanie granic
To, jak kadrować, nie zawsze jest takie oczywiste. Istnieją krainy idealne: takie, które w powszechnym wyobrażeniu funkcjonują jako wzorce krajobrazowego piękna. Taka na przykład, nie szukając daleko, Toskania. Albo Santorini. Albo pustynia – każdy wie, jak powinna wyglądać porządna pustynia. Kadrujemy więc cyprysy na wzgórzach, schodkowo zbudowane białe domki albo wydmy o zgrabnych liniach (zależy, gdzie się akurat znajdziemy) i… usuwamy ze zdjęć to, czego na nich być nie powinno, a nie dało się ominąć w kadrowaniu. Stempel lub plasterek kasuje druty, słupy, ślady kół, papierki czy anteny satelitarne: wszystko to, co przypomina, że idealna kraina ma jednak silny, choć mało urodziwy związek z rzeczywistością. I dobrze.
Ba, często nawet mieszkańcy takich miejsc sami dbają o ich wizualną idealizację. Na Santorini na przykład znajdziemy przeróżne „greckie” akcenty, umiejscowione tyleż niepraktycznie, co fotogenicznie. Wille wśród toskańskich wzgórz są starannie utrzymane w tradycyjnym stylu i dopiero na dużym powiększeniu widać, że stoją przy nich zupełnie nowoczesne samochody (jak na poniższym zdjęciu słynnej willi Belvedere). Niby to oczywiste, że mieszkając w okolicy oddalonej od najbliższego sklepu o kilka kilometrów trzeba mieć samochód, ale ich właściciele starają się chować pojazdy wśród przydomowej zieleni, zachowując nieskazitelną linię „domku w cyprysach”.
Główny problem początkujących: pokazują za dużo!
Główny problem początkujących, a nawet średniozaawansowanych fotoamatorów z kompozycją sprowadza się do tego, że chcą pokazać za dużo, a w efekcie skutecznie dekoncentrują widza, który nie bardzo wie, co na takim zdjęciu jest ważne. Zwłaszcza wśród szczególnie urokliwych scenerii łatwo stracić głowę i w szczerym zachwycie starać się kadrować zdjęcie tak, aby zmieścić jak najwięcej. Często się spotykam z taką sytuacją podczas prowadzenia warsztatów fotograficznych w Toskanii czy na Islandii. Sugeruję wówczas najprostszą i najskuteczniejszą metodę poprawy kompozycji: nie komplikuj. A jeszcze lepiej: zobacz, czy nie da czegoś odjąć, usunąć z kadru, zniknąć.
Nie żeby złożone, wieloelementowe kompozycje były złe. Są dobre, jeśli… są dobre. Z pewnością są natomiast trudniejsze do zbudowania. Im mniej klocków, tym łatwiej je poukładać. Ograniczenie sobie liczby klocków do ułożenia na zdjęciu pomoże nad nimi zapanować. Nie przypominam sobie, żebym widział kiedyś fotografię, która była kiepska, bo zbyt ascetyczna kompozycyjnie. A niepotrzebnie przeładowanych jest mnóstwo. Zawsze warto zacząć od prostej kompozycji.
Podstawowe zasady kompozycji: nie komplikuj!
Podstawowym zadaniem przy kadrowaniu zdjęć jest upraszczanie. Usunięcie zbędnego elementu zawsze poprawia kompozycję, usunięcie dwóch zbędnych poprawia jeszcze bardziej. Gdy nie ma już nic zbędnego, kadr jest najlepszy, jaki w danym momencie można zrobić. Toskańskie pejzaże są bardzo dobrym poligonem do ćwiczeń z upraszczania. Stoimy na wzgórzu i widzimy przed sobą wiele następnych wzgórz, a na nich wille, cyprysy, wijące się drogi, kępy drzew, linie wyznaczone przez zaorane bruzdy. Wszystko wygląda interesująco, ale sfotografowanie wszystkiego interesujące nie jest. Okazuje się, że jedno drzewo bardziej przykuwa uwagę niż dwa drzewa, a jedna willa jest ciekawsza bez dokładania do kompozycji drugiej. W kompozycji mniej elementów ma większą wagę niż umieszczenie na zdjęciu większej liczby przedmiotów, choć istotne jest też wybranie tych właściwych kilku i wyeliminowanie tych mniej ciekawych czy po prostu mniej pasujących do reszty. I takie układanki wyjątkowo dobrze ćwiczy się w toskańskich krajobrazach.
Dwie drogi do kompozycji
Komponowanie fotografii to zawsze wycinanie z otaczającej rzeczywistości fragmentu, który będzie dobrze wyglądał na zdjęciu – czyli da dobrą kompozycję. Można do tego celu zmierzać z dwóch stron i każda z tych dróg jest dobra – jeśli doprowadzi do celu.
Kadrowanie zdjęć przez dodawanie
Dla mnie bardziej naturalną metodą jest komponowanie przez dodawanie. Wybieram jeden, kluczowy, najbardziej interesujący, najważniejszy element, wokół którego będę budował kadr. Następnie poszerzam kadr (na razie tylko wyobrażony) i sprawdzam, czy w tym przypadku więcej jest lepiej. Dodaję jeszcze jedno wzgórze i sprawdzam: lepiej czy gorzej? Jak lepiej, to dodaję dalej: kolejne wzgórze, jeszcze jedna kępa drzew, później może trochę nieba, a może jeszcze więcej? W pewnym momencie kolejny „klocek” sprawia, że całość robi się słabsza, albo też ów „klocek” wyraźnie nie pasuje. Wówczas trzeba wykonać krok wstecz, obciąć to, co się ostatnio dodało i… sprawdzić z innej strony. Bo jeśli dodawanie z lewej i od góry nie poprawi już kompozycji, to może poszerzanie w prawo i w dół coś pomoże? W końcu przychodzi taki moment, gdy cokolwiek próbuję dodać, to jest tylko gorzej. No i super – to znaczy, że mam optymalną kompozycję.
Kadrowanie zdjęć przez odejmowanie
Przeciwna droga do tego samego celu to komponowanie przez odejmowanie. Zaczynamy szeroko, a później stopniowo zawężamy wyobrażony kadr, krok po kroku eliminując brzegowe elementy. W końcu każde obcięcie tylko pogarsza, co również jest znakiem, że uzyskaliśmy najlepszy w danych warunkach kadr.
Być może stosując obie metody dojdziemy do tego samego kadru, ale z różnych stron – raz wychodząc od kompozycji minimalistycznej, a drugi raz – od barokowego przeładowania. Nie metoda kadrowania zdjęć tu jest istotna, ale dojście do eleganckiej, kompletnej kompozycji. Powinniśmy wybrać tę metodę kompozycji, która dla nas osobiście jest wygodniejsza.
Wybierz wygodniejszą (dla siebie) metodę
Kadrowanie zdjęć przez dodawanie jest łatwiejsze, przede wszystkim dlatego, że zaczyna się od jednego motywu. Uczy to dyscypliny, gdy pierwszym krokiem jest ustalenie, co na zdjęciu jest najważniejsze. Później kompozycji do kontroli przybywa po trochu – w miarę łatwo zapanować nad tym, co mamy w kadrze. Nietypowe, a przez to prostsze są kompozycje symetryczne, bo w ich przypadku od razu wybieramy dwie lub więcej jednakowych rzeczy, a resztę naturalnie omijamy.
Przy komponowaniu przez odejmowanie od razu mamy wiele „klocków”, nad którymi trudniej zapanować. Pamiętajmy też, że wszyscy mamy naturalną tendencję do ignorowania rzeczy, których nie uznajemy za istotne. Niestety, aparat takiej tendencji nie ma i później na zdjęciu widzimy jakieś przeszkadzajki, których, jako żywo, z pewnością nie było, gdy wciskaliśmy spust migawki. 😉 Takie przeszkadzajki łatwiej zauważyć przy dodawaniu.
Każda droga jest dobra, jeśli prowadzi do celu, więc jeśli komuś łatwiej się porządkuje kadr przez odejmowanie i jest od razu w stanie zapanować nad wieloelementową kompozycją, to powinien korzystać z tej metody. Sugerowałbym jednak zacząć od kadrowania zdjęć przez dodawanie, bo ta metoda jest łatwiejsza dla większości osób.
Zacznij od jednej rzeczy
Kadrowanie zdjęć najlepiej zacząć od znalezienia jednej rzeczy, która będzie najważniejsza. To może być jedno drzewo, kapliczka, ale też na przykład kępa kwiatów albo… szczególnie kształtna zaspa, w zależności od sezonu. Potem trzeba coś do tej jednej rzeczy dodać, żeby był jakiś kontekst. Co to będzie – zależy od pory roku i ukształtowania terenu, ale ważne, żeby to coś było ewidentnie tłem, a nie konkurowało z głównym tematem. Są różne sposoby na podkreślenie głównego tematu, można sobie wybrać. Za najważniejsze ludzie uznają zwykle te elementy zdjęcia, które są: najjaśniejsze, najbardziej jaskrawe, najbardziej kontrastowe, ostrzejsze, większe. Jeśli powietrze nie jest całkiem przezroczyste, to ułatwia sprawę: to, co bardziej oddalone, automatycznie staje się mniej wyraziste i schodzi na drugi plan. Oddanie przestrzeni na płaskim obrazku staje się proste, a właściwie robi się samo.
Budować kompozycję można bez aparatu!
Cały proces dodawania lub odejmowania elementów kompozycji nie trwa – przy pewnej wprawie – wcale długo. Nie trzeba też do niego aparatu; kadrować można oczami, wyobrażając sobie granice kadru stopniowo coraz szerzej (lub coraz węziej, w zależności od preferowanej metody). Wstępne kadrowanie oczami, bez aparatu, zwiększa też szanse na zauważenie kompozycji o innych proporcjach niż panoramiczne: portretowej lub kwadratowej. Później warto jeszcze zweryfikować pomysł patrząc przez wizjer albo – jeszcze lepiej – na LiveView.
Kadrowanie zdjęć dla zdesperowanych
Czujesz się zagubiony brakiem prostych, matematycznych reguł w tym poradniku? Czegoś, co pozwoliłoby zmierzyć linijką, odznaczyć wzorcowe proporcje? Przydałyby się podstawowe zasady kompozycji dla “wrażliwych inaczej”, coś jak trójpodział, złoty podział, ostatecznie złota spirala? No niestety, matematyka to nie estetyka, wzory i linijka nie pomogą na tworzenie pięknego kadru. Chętnie jednak pospieszymy na ratunek wszystkim niezdecydowanym, niepewnym i roztrzepanym. Jeśli nie wiecie, jak kadrować – jest sposób, który uratuje sesję. Gdy nie macie pewności, czy kadr powinien być z pieskiem (albo bez pieska, jak pewna dama w znanym filmie), czy z drzewkiem, albo może bez drzewka, ale za to z dodatkowym domkiem – jest rada.
Róbcie więcej zdjęć. Z pieskiem i bez niego, z drzewkiem i domkiem oraz z domkiem ale bez drzewka albo odwrotnie. Z pewnością lepiej jest zrobić za dużo kadrów w różnych odmianach, niż później w domu żałować, że lepiej by wyglądało, gdyby tamten domek/piesek/drzewko jednak się zmieściło albo gdyby ująć trochę kadru z lewej, a dodać z prawej. Klisza jest w dzisiejszych czasach tania, można ją spokojnie zużywać. W razie wątpliwości: strzelaj.
Jest tylko jedno „ale”. Właściwie to ono jest podwójne, to „ale”. Metoda zadziała, jeśli spełnimy dwa warunki:
- podczas fotografowania będziemy jednak myśleć o kadrowaniu, a nie strzelać na oślep; kombinować, szukać i próbować, a nie liczyć na szczęście i statystykę dużej liczby losowych pstryków.
- po zakończeniu sesji, na dużym ekranie, przyjrzymy się wykonanym zdjęciom i wybierzemy z nich to najlepsze. Jeśli te dwa warunki nie zostaną spełnione, to niestety, ale takich sesji nic nie uratuje.
napisz komentarz