Yfirsýn Sigurgeira Sigurjonssona – po prostu arcydzieło
Islandia w albumie „Yfirsýn” Sigurgeira Sigurjonssona to zupełnie inna planeta. Fotografie przywodzą na myśl malarstwo – niekiedy pędzla Chagalla, innym razem chińskie pejzaże stylu Shan Shui. Na pierwszy rzut oka to abstrakcje i trzeba się uważnie przypatrzeć, żeby zobaczyć w nich rzeki warkoczowe, linie brzegowe, jeziora i lodowce. Kompozycje oparte na teksturach i rytmach zachwycają też kolorem. Co istotne, malarskość i abstrakcyjność kadrów to nie efekt zabiegów technicznych,a zdjęcia nie były poddawane żadnym przekształceniom ani stylizacjom. Uzyskany efekt to wyłącznie zasługa umiejętności dostrzegania i wyizolowania z islandzkich pejzaży świetnych kompozycji. Owszem, fotografowanie z góry (z helikoptera i awionetki) pozwala pokazać inny obraz Islandii, ale to nie perspektywa ani technika odpowiada za estetykę albumu.
Nie należy mylić „Yfirsýn” z innym albumem: Björna Rúrikssona „Iceland from above”. Ten ostatni to w większości sympatyczne obrazki znanych miejsc z nietypowej perspektywy, ale zupełnie nie robią wrażenia. To znaczy, owszem, robi wrażenie, ale uroda miejsc, a nie oko fotografa. Zestawienie tych dwóch albumów to zresztą głos w dyskusji na ile w fotografii ważny jest temat, a na ile autor. Rúriksson pokazał Islandię z góry, a Sigurjonsson – autorskie kompozycje, które niewiele mają wspólnego z turystycznym obrazem wyspy.
Sigurgeir Sigurjonsson Yfirsýn jak Święty Graal
Do kupna tego albumu zbierałem się rok, a moje dylematy dotyczyły różnych aspektów: rozmiaru, wagi, ceny – tylko nie atrakcyjności „Yfirsýn” Sigurgeira Sigurjonssona. Pierwszy raz ten album zobaczyłem w 2016 w Akureyri, do tego w przecenie na skromne 14 tysięcy koron islandzkich (niespełna 500 PLN). Cena ceną, ale przed wyciągnięciem karty płatniczej powstrzymała mnie przede wszystkim waga albumu. Jego rozmiar robi wrażenie: 35×35 cm. Sprzedawany jest z foliową torbą z uchwytami, co jest bardzo praktyczne, bo trudno o plecak, do którego dałoby się go zapakować (komora na 15-calowego notebooka jest zdecydowanie za mała). Wówczas, w Akureyri, dostępna była wersja w kartonowym pudełku, ważąca jakieś 5 kilogramów. Miałem wątpliwości, czy wygospodaruję tyle w bagażu, gdzie limit wyznaczony przez linie lotnicze to 20 kilogramów. Była jeszcze mniejsza edycja, ale nie robiła takiego wrażenia: przy dobrych albumach fotograficznych rozmiar ma znaczenie. Liczyłem, że uda się ten album kupić na Amazonie i wówczas niech kurier się męczy. Niestety, na Amazonach (amerykańskim, brytyjskim i niemieckim) „Yfirsýna” nie ma (choć inne albumy tego autora są dostępne), więc plan zdalnego zakupu wziął w łeb.
Po album – na Islandię!
Rok później, zdeterminowany i z wygospodarowanymi kilogramami w bagażu, szukam: w Akureyri brak. Parę dni i kilka księgarni później, w Reykjaviku – jest! Co ciekawe, jest wersja, jakiej wcześniej nie spotkałem. Duża (35×35 cm), w foliowej torbie, ale bez kartonowego pudła, przez co znacznie lżejsza. No i zaskakująco tania: 6000 koron, czyli około 200 zł.
Album Sigurgeir Sigurjonsson Yfirsýn bardzo polecam, choć prawdopodobnie trzeba się po niego wybrać na Islandię. Czy to jednak utrudnienie? Czy kolejny dobry powód, żeby polecieć na tę fantastyczną wyspę?
Sigurgeir Sigurjonsson, Yfirsýn
format: 35×35 cm
stron: 156
ISBN: 978-9979-53-549-2
wydawca: Forlagid, Reykjavik 2011
cena: 6000 koron islandzkich (ok. 200 PLN)
PS. Na górze okładka „Yfirsýna”, niżej fragmenty albumu.
PPS. Można też spróbować kupić tutaj, ale do zakupu może być potrzebna znajomość islandzkiego.
napisz komentarz